Ze względów zdrowotnych powinnam przestrzegać diety. Nie jest to takie proste, ani dla mnie, ani dla moich bliskich, których odwiedzam i chcą mnie ugościć. Przygotowanie posiłków zgodnych z zaleceniami lekarskimi jest prawdziwą kuchenną rewolucją. Dotyczy też zmiany myślenia o zdrowym żywieniu.
Dlatego też powstał ten blog. Powstał po to, bym miała mobilizację do przestrzegania diety i aby moi bliscy mieli wskazówki co i jak gotować. Będą zatem podane wypróbowane przepisy i relacja, jak sobie radzę na diecie.
Celem jest dieta bezglutenowa wegańska bez płynnych tłuszczów roślinnych. Mięso nie jest całkowicie zakazane, więc będzie się czasem w przepisach pojawiać. Czasem mogę zrobić odstępstwo i zjeść jeden zakazany składnik, więc może pojawić się np. jajko lub gluten, ale będę to zaznaczać, że jest to wyjątek.

poniedziałek, 22 października 2012

Weekend złocisty

Dalszy ciąg dyniowych czarów i kolejna zupa z dyni.
Tym razem przepis znaleziony przez Ziutka na Mojegotowanie.



Składniki:
50 dag pokrojonego w kostkę, oczyszczonego miąższu dyni
cebula
2 marchewki
800 ml bulionu warzywnego
sok z jednej pomarańczy
łyżka masła/oliwy
kawałek świeżego imbiru
150 ml niesłodzonego mleczka kokosowego
2 łyżki oliwy
łyżka posiekanej kolendry
sól, świeżo mielony pieprz

Wykonanie:
Cebulę i marchewki obrać, pokroić w kostkę. Imbir obrać, opłukać, drobno posiekać.
Na rozgrzanej oliwie zeszklić cebulę, dodać dynię, masło, marchewkę, część imbiru i 2 łyżki soku z pomarańczy. Smażyć 5–7 minut. Zalać bulionem, przykryć, gotować do miękkości jeszcze około 15 minut.
Zdjąć z ognia, dodać pozostały imbir, sok z pomarańczy, mleczko kokosowe i dokładnie zmiksować. Doprawić do smaku solą oraz pieprzem, dobrze wymieszać.
Garnek z zupą ponowie postawić na gazie. Gotować jeszcze ok. 4 minut na małym ogniu. Przed podaniem posypać kolendrą.

Nasze modyfikacje:
Bez kolendry, za to z dodatkową pomarańczą w kawałkach wrzuconą do kremu.
Pyszne!

Nie wsiadać za kierownicę po tej zupie!



W tygodniu tym gościliśmy nową zupę z dyni: krem z pieczonej dyni, gruszki z białym winem. Zdjęć nie ma, bo trochę nas ululało:) Ale było pyszne, polecam. Poniżej oryginalny przepis, nie pamiętam modyfikacji, jakoś tak wyszło;)

Składniki:
700 g pieczonej dyni (około 1 kg surowej, ze skorupą)
3 gruszki (np. odmiany Williams)
1/2 cebuli, pokrojonej w kosteczkę
2 łyżki masła
1 szklanka białego wina
1/2 szklanki gorącego bulionu drobiowego lub jarzynowego
1/2 szklanki śmietanki 18% do zup lub kremowej 30%
1/3 łyżeczki tartej gałki muszkatołowej + do podania
1/2 łyżeczki cynamonu w proszku + do podania
sól morska i świeżo zmielony pieprz

Wykonanie: 
Dynię opłukać i pokroić wraz ze skorupą na 2-3 mniejsze kawałki. Piec przez 20-30 minut, lub do czasu aż cały miąższ będzie miękki, ale jednocześnie jędrny. Odciąć skorupę, odmierzyć 700 g upieczonej dyni, miąższ pokroić w 1,5 cm kostkę.
Gruszki obrać i wyciąć gniazda nasienne, pokroić na kawałki.
W dużym rondlu lub garnku z grubym dnem roztopić masło, dodać cebulę. Smażyć na bardzo małym ogniu przez około 10 minut, aż cebula się zeszkli (nie rumienić). Dodać kawałki gruszki i smażyć przez 4-5 minut, mieszając. Dodać pokrojoną dynię i smażyć jeszcze przez około 3-4 minuty.
Zmiksować na gładki mus i umieścić go z powrotem w garnku. W drugim rondelku zagotować białe wino, dodać gorący bulion, gałkę muszkatołową i cynamon. Gotować przez 1-2 minuty, następnie wlać śmietankę. Przelać do naczynia z dynią, doprawić solą. Zagotować. Podawać posypaną świeżo zmielonym czarnym pieprzem, cynamonem i gałką muszkatołową.

 

sobota, 20 października 2012

Dyniowy szał trwa!

A wraz z dyniowym szałem trwa moja separacja z dietą.
Ziutek stanął już na nogi i teraz on testuje nowe dyniowe przepisy. Dziś kończyliśmy curry z kurczakiem i dynią


Składniki:
2 pojedyncze piersi kurczaka
200-300 g dyni
1 pomidor
świeża papryczka chili
400 ml mleka kokosowego w puszce
125 ml sosu pomidorowego, passaty
200 g ryżu do podania
do podsmażenia - 2 łyżki oleju kokosowego lub masła klarowanego


Marynata:
sól i pieprz
1/2 lub 1 łyżeczka ostrej papryki (do smaku)
2 łyżeczki kurkumy
1 łyżka drobno startego imbiru
2 ząbki czosnku, drobno starte
szczypta mielonego cynamonu
1 łyżka oliwy
1/2-1 łyżeczki ostrej czerwonej pasty curry (opcjonalnie)





Wykonanie:
Piersi kurczaka pokroić w kostkę i doprawić solą, pieprzem, natrzeć składnikami marynaty. Odstawić w temperaturze pokojowej na minimum 1 godzinę lub dłużej (można też zostawić na noc w lodówce - przed smażeniem mięso ocieplić w temperaturze pokojowej).
Odkroić skórę z dyni, wyjąć pestki. Miąższ pokroić w 1 cm kostkę. Pomidory sparzyć, obrać ze skórki i pokroić na ćwiartki. Wyciąć szypułki, usunąć większość pestek, miąższ pokroić w kosteczkę. Papryczkę chili pokroić w kosteczkę.
Kurczaka smażyć aż będzie zrumieniony. Pod koniec smażenia dodać papryczkę chili. Wyłożyć na talerz.
Do tego samego naczynia wlać drugą łyżkę tłuszczu, wrzucić dynię, posolić i dokładnie obsmażyć z każdej strony.
Otworzyć puszkę mleka kokosowego, zebrać z wierzchu (około 3/4 całej puszki) gęstej śmietanki kokosowej i przełożyć ją do miseczki. Pozostałą wodę kokosową dolewać stopniowo po około 2-3 łyżki do dyni i w ten sposób gotować ją przez około 5 minut. Dodać passatę pomidorową i gotować przez 3 minuty. W międzyczasie ugotować ryż.
Do dyni dodać zebraną śmietankę kokosową, doprawić solą i gotować przez około 10 minut, lub do czasu aż dynia będzie prawie cała miękka. Dodać kurczaka i gotować przez 5 minut.
Dodać świeże pomidory i zagotować. Gotować jeszcze przez około 2 minuty. Podawać z ryżem.

Nasze modyfikacje:
Nie mieliśmy w domu:
- sosu pomidorowego, passaty - daliśmy więcej pomidorów i koncentrat;
- oleju kokosowego/masła klarowanego - użyliśmy oliwy;
- czerwonej pasty curry - skorzystaliśmy z pasty Harrisa (kupionej w Tunezji).
Pominęliśmy papryczkę chili, bo nie przepadam za nią, a zamiast ryżu była kasza jaglana.
Było pyszne!

Ta marynata jest wspaniała!

środa, 10 października 2012

Słońce na talerzu, czyli ciąg dalszy z dynki

Dziś drugi dzień mojej przepustki:)

Zatem pora na kolejne danie z dyni. Słońce gości na naszych talerzach i pewnie prędko to się nie skończy - mamy spory zapas dyni. Co ciekawe, to uwielbiam kolor pomarańczowy na talerzu:) Dynia, marchew, pomarańcze zachwycają mnie swoją barwą i smakiem, ale nie cierpię tej barwy na niczym innym. Nie znoszę pomarańczowych ubrań, dodatków, ani nic w tym kolorze. Nawet bloger mnie wkurza, bo w nowej szacie jest pomarańczowy (a jeszcze nie doszłam do tego czy można to zmienić i jak).
Wracając do talerzy to dziś skorzystałam z przepisu Tagliatelle z szynką parmeńską, tartą dynią i kremowym sosem z pomarańczą oczywiście z Kwestii smaku. Trochę pozmieniałam, ale naprawę niewiele tym razem:) 
Tu dietę pożegnałam całkowicie, boli, ale jakże pysznie było!
Oryginał znajdziecie pod linkiem, a ja podaję moją wersję
Składniki:
200 g startej dyni
skórka i sok z pomarańczy  
spaghetti
2 łyżki masła
100 g szynki szwarcwaldzkiej (z Biedronki)
80 ml (1/3 szklanki) śmietany 18%
świeżo zmielony czarny pieprz
Wykonanie:
Szynkę pokroić, dynię zetrzeć (ja rozdrobniłam w Thermomiksie)
Umyć i sparzyć pomarańczę, zetrzeć z niej skórkę i wycisnąć sok.
W tym czasie ugotować makaron i zostawić 1/4 szklanki wody po gotowaniu
Roztopić 1 łyżkę masła na patelni, włożyć pokrojoną szynkę i obsmażać przez około 3 minuty aż będzie chrupiąca i delikatnie zrumieniona. Zdjąć z patelni.
Włożyć drugą łyżkę masła i dodać startą dynię. Doprawić solą i pieprzem i smażyć przez około 5 minut aż dynia zmięknie i lekko się przyrumieni.

Dodać podsmażoną szynkę, wlać wodę z makaronu, sok i skórkę z pomarańczy, śmietanę. Wymieszać i zagotować. Włożyć makaron, wymieszać i podgrzewać przez około 1 minutę aż sos zgęstnieje. Doprawić solą i dużą ilością świeżo zmielonego pieprzu
Moje modyfikacje:
Zamiast tagliatelle było spaghetti - bo miałam w domu i a nie chciałam dodatkowo obciążać budżetu taką fanaberią:) Szynka była szwarcwaldzka zamiast parmeńskiej, bo tylko taka była w Biedronce najbardziej egzotyczna. Można do tego dodać mak, ale mak był wczoraj, więc dziś dałam spokój. Oczywiście nie było parmezanu. Potrawy są smaczne i bez sera.

Było pyszne i sycące. Ziutek zadowolony i o to chodziło:)

wtorek, 9 października 2012

Z dynki

Cicho na tym blogu, co może oznaczać jedno: lekceważę dietę. Tyle mam ostatnio wyjść, wyjazdów,  na których nie da się (chyba, że nie będzie się jeść zupełnie) utrzymać diety, że na razie dałam sobie spokój.
I tak źle się czuję i tak, to chociaż sobie dobrze zjem:)
Dziś dostałam przepustkę do królestwa mojego męża, czyli do kuchni. Zaszalałam i zrobiłam danie, na które miałam ochotę już od jakiegoś czasu.
Oryginał znajdziecie w Kwestii smaku a ja zapraszam na wegańską wersję wersji uproszczonej (bez sera i masła) do tego przygotowaną w Thermomiksie. Danie proste, szybkie i smaczne!


Składniki:
makaron
2 kawałki dyni (po rozdrobnieniu około dwóch szklanek)
5 łyżek maku
1/3 łyżeczki tartej gałki muszkatołowej
sól, pieprz
oliwa
 
Wykonanie:
Dynię rozdrabniamy przez 4-5 s (obroty pozycja 5). Dodajemy oliwę i przez 8 minut gotujemy (obroty wsteczne, pozycja 1-2, temp. 100 st.C). Dodajemy mak, gałkę, sól i pieprz i jeszcze przez 2 minuty gotujemy (ustawienia te same).
Makaron gotujemy, odcedzamy, zostawiamy trochę wody z gotowania (1/2-1/3 szklanki). Przekładamy do garnka, w którym się gotował, dodajemy dynię, wodę z gotowania i całość mieszamy na wolnym ogniu.
Podajemy i oblizujemy się, bo takie pyszne!
W sumie całość można zrobić w Thermomiksie, ale jeszcze nie umiem gotować w nim makaronu i wolę ugotować go oddzielnie i ręcznie wymieszać z sosem.

czwartek, 12 lipca 2012

Nietypowe pesto

Kto powiedział, że pesto może być tylko z bazylii? Czytałam już o tym, że może być z różnych ziół, np. pietruszki albo mięty. Ale żeby robić pesto z bobu, rośliny strączkowej? To do głowy mi nie przyszło.
Ale net wyrzucił przepis, gdy spytałam go, ile czasu gotuje się bób.

Przespałam się jedną noc z wiadomością, że z bobu da się zrobić pesto i dziś zapragnęłam je zrobić. Jeszcze raz sprawdziłam przepisy i zrobiłam po swojemu

Składniki:
bób
kilka ząbków czosnku
kilka liści bazylii
trochę suszonego tymianku
sól
oliwa z oliwek

Wykonanie:
Bób gotujemy i obieramy ze skórki. Czosnek siekamy lub wyciskamy (ja preferuję wyciskany) i dodajemy do bobu wraz z solą, bazylią, tymiankiem i oliwą. Miksujemy wszystko (lub gnieciemy widelcem). Można podawać z makaronem lub zrobić gęstszy (mniej oliwy) i smarować kanapki.

Zjadłam z bezglutenowym makaronem, który dostałam od Dziadka.
Dziadku! Pozdrawiam! Mam nadzieję, że znalazłeś przepis, którego szukałeś?

niedziela, 8 lipca 2012

Zdążyć przed zimą

Pierwsze przygotowania do zimy już mam za sobą. Powstało 21 wiąch do zupy. Każda wiącha to liść pora, selera i nać pietruszki.
Zrobiłam też cztery nieduże wiązki z samej pietruszki.
Wszystko poszło do zamrażarki i będzie dzielić się swym aromatem podczas jesienno-zimowych chłodów.

Tydzień temu zakończyłam dietę. Zgubiłam 4 kg, Ziutek 6. I jak głupia najadłam się tego, czego mi nie wolno. Po wizycie w przykrym miejscu postanowiliśmy sobie poprawić humory lodami i goframi z bitą śmietaną. Doprawiłam to karkówką z pieczarkami duszoną w śmietanie. Nie było ze mną dobrze, oj nie! Niech nikt nie bierze za mnie przykładu, to było bardzo głupie

wtorek, 26 czerwca 2012

Stołowanie na mieście podczas diety


W SaladStory podczas diety dr Dąbrowskiej można zjeść sałatkę ogrodnika. Oczywiście bez pestek słonecznika, bez sosu, bez makaronu, bez grzanek i bez ziemniaków (przy tej sałatce jest najmniejsza eliminacja). Można za to wybrać dodatkową porcję marchewki (ja) lub kiełków (Ziutek). Choć słyszałam, że kiełków nie powinno się wcale jeść, bo zawierają hormon wzrostu, który może pobudzać wzrost nowotworów. Prawda, nieprawda ryzykować nie będziemy i nie kupię ustroistwa do pędzenia kiełków, choć planowałam kiedyś. Jednak jak od czasu do czasu zjemy kiełki to chyba nic nam się nie stanie...
Poza barem sałatkowym to nie ma zbyt dużego wyboru i raczej nic się nie zje na mieście. Nawet w stolicy. W kilku miejscach były, np. gotowane warzywa ale już zaprawione sosami lub oliwą (podczas diety dr Dąbrowskiej oliwy się nie spożywa).
Obeszłam w Złotych Tarasach kilka lokali i wypytywałam, czy mają warzywa z wody lub gotowane na parze. Niestety - coś tak prozaicznego w menu warszawskich restauracji nie ma. W jednej tylko kelner w ciemno powiedział, że oczywiście są warzywa gotowane, a poza tym to mają też gotowane szparagi. Dałam się skusić. Przeglądam kartę i... nie ma tam takiej pozycji! Ale zgodnie z maksymą "nasz klient nasz pan" warzywa dostałam. To był fantastyczny wielki talerz gotowanych różyczek brokuła, plastrów cukinii i marchewek. Nawet nie zdarli ze mnie skóry przy płaceniu. Dodam jeszcze, że kelner był świetny i to jego zasługa, bo zaangażował się w zatrzymanie i zadowolenie wybrednego klienta.

Takie postępowanie zasługuje na uznanie i nie będzie to wcale kryptoreklamą, gdy napiszę nazwę lokalu. Zasłużył sobie na to. Zatem restauracja, gdzie upierdliwą klientkę (mnie) potraktowano indywidualnie i sprostano moim wymaganiom to Petit Moulin Rouge.

A co do mojej upierdliwości w restauracjach, to nawet mój brat (były kelner) stwierdził, że chyba lubię męczyć ludzi. A ja tylko zapytałam, co mają w ofercie dla wegan. Czasem jak jestem w terenie, np. kilka dni, muszę stołować się na mieście i zwykle wypytuję co jest z czego zrobione, czy sos do sałatki jest na bazie jogurtu, śmietany czy oleju, itp. Czasem jest to bardzo krępujące, bo obsługa patrzy jakbym co najmniej chciała gwiazdki z nieba. Zazwyczaj i tak okazuje się, że nie mam co zjeść i wybieram najmniejsze zło.

piątek, 22 czerwca 2012

Gołąbki

Przyleciały wczoraj na obiadek:)
Jak się robi gołąbki pisać nie będę, bo nie wiem:) Nigdy nie robiłam, a Ziutek robił pierwszy raz.
Farsz jest warzywny, dietetyczny, ale inny niż w swojej książce poleca dr Dąbrowska.
Ziutek nie chce zdradzić co dokładnie tam jest. Zidentyfikowałam zmielonego, gotowanego kalafiora oraz paprykę. Gotowały się w sosie pomidorowym.
Było pyszne!!! Zjadałam chyba ze cztery i tylko jeden z nich był mniejszy.
Czyż mój Ziutek nie jest boski?

czwartek, 21 czerwca 2012

Chłodnik hiszpański – gazpacho

 Do naszych dietetycznych potraw dołączyło kolejne ciekawe danie - zmodyfikowane gazpacho, palce lizać!
Oczywiście, wszystkie te dania to dzieło Ziutka. Gdy pojawię się w kuchni i coś zmajstruję to pochwalę się, że to ja:) Na razie Ziutek gotuje, a ja robię pieniądze. Nie narzekam na zmianę, bo Ziutek ma dobrą rękę do gotowania:) Oby za dużo pieprzu i papryki nie sypał, bo on lubi te dodatki, a ja nie mogę.


Gazpacho
Składniki
3 pomidory
ogórek zielony
młoda marchewka
cebula
2 ząbki czosnku
łyżka oleju
sok  cytryny
listki bazylii
chleb razowy
sól, pieprz

Wykonanie
Ogórek, marchewkę, cebulę, paprykę pokroić w kostkę i wymieszać w misce, polać sokiem z cytryny i olejem, odstawić na 30 minut.
Pomidory sparzyć, obrać ze skórki i również pokroić w kostkę. Połączyć z listkami bazylii i posiekanym czosnkiem, doprawić solą i pieprzem.
Z odstawionych warzyw odłożyć 3–4 łyżki, resztę zmiksować z pomidorami. Chleb razowy pokroić w kostkę. Zupę na godzinę wstawić do lodówki, podawać posypaną odłożonymi warzywami i kostkami chleba

Nasze modyfikacje (dla diety dr Dąbrowskiej)
Pominęliśmy olej i chleb, a reszta bez zmian.

Było pyszne! Następnego dnia na śniadanie Ziutek odrobinę podgrzał zupę, bo ja lubię rano konkretniej i na ciepło zjeść, szczególnie gdy za oknem ponuro.

poniedziałek, 18 czerwca 2012

Poniedziałek drugi

Moje łakomstwo się zmniejsza, choć wyczuwam zapach jedzenia z daleka. Węch bardzo mi się wyostrzył, ciężko to przeżyć poza domem.
Mały up date od mojej mamy (ona też jest na diecie): stawy bolą mniej, jest znaczna różnica. Mnie boli jeszcze trochę kolano, ciekawe w którym tygodniu przejdzie?

Moje dzisiejsze menu:
Śniadanie: surówki marchew z jabłkiem i seler z jabłkiem i do tego sok marchwi i jabłka i herbata z cytryną
Prowiant do pracy: kubełek marchewek i herbata jabłkowo-różana
Kolacja: pyszne dietetyczne leczo!!! Rewelacyjne!

Kilka odpowiedzi na komentarze:
Wiewiórko! Ja podziwiam Twoją karmicielską dietę, bo pewnie bym się złamała i przeszła na mleko modyfikowane.
Hrabino! Dałabyś radę spokojnie. Mama też bała się głodu. Po prostu nie należy do niego doprowadzać. Szykuje się kilka różnych dań (kapusta gotowana, leczo), surówek i stosik warzyw i zjada się je cały czas. Łycha surówki, gryz marchewki i tak cały dzień masz coś pod ręką i jesz. Nie masz limitów ilościowych. Po tygodniu już zwykle jest lepiej, nie ma się wilczego apetytu, więc bieganie lepiej zacząć później. Choć ja pierwszego roku to już w pierwszym tygodniu miałam przypływ energii i śmigałam, że hej! Na stawy działa, jak z zatokami? Nie wiem, bo nie miałam z tym problemu.

niedziela, 17 czerwca 2012

Koniec pierwszego tygodnia

Zgłaszam, że żyjemy oboje. Ziutek schudł prawie 3,5 kg, ja 1,5.
Menu jak poprzednio, ale doszły jeszcze inne potrawy:
kalarepka do chrupania
pyszny barszczyk na obiad oraz gotowany kalafior.
Babcia i Dziadek pożyczyli mi swą sokowirówkę i codziennie wypijam przynajmniej dwie szklanki soku z marchwi i jabłka (mniam!!!).

To, że my zjadamy tyle co podane, to nie znaczy, że każdy tak musi. Jadłospis, który podaje autorka diety, dr Dąbrowska, jest bogatszy. My prowadzimy tę dietę już któryś raz i trochę idziemy na łatwiznę.
Nie ma problemu, jeśli ktoś na śniadanie chce zjeść zupę, gotowane warzywa, dietetyczne gołąbki z farszem warzywnym. Nam wystarcza pomidor i ogórek - a właściwie to wystarcza Ziutkowi, bo ja wolę śniadania na ciepło i jem kapustę lub buraczki i do tego pomidor.
Teraz Ziutek szykuje nowe surówki: seler z jabłkiem i por z jabłkiem i ogórkiem.

Czujemy się dobrze. Jedynie ja w piątek gorzej się czułam. Było mi zimno i trochę mnie trzęsło. Ciężko powiedzieć, czy to efekt działania diety czy nieprzespanych kilku nocy, czy może przemoknięcia w sadzie?
Następnego dnia było ok, a nic poza herbatą z cytryną nie brałam.
Zakończenie diety w pierwszym tygodniu lipca, czyli już niedługo. Dziś śniła mi się kasza jaglana... o mniam!
Miałam też jedną krępującą sytuację. Służbowy oficjalny obiad, chciałam wycofać się po angielsku, aby przy stole nie było głupich pytań, spojrzeń i komentarzy (wszyscy są mądrzy i wiedzą jak się odżywiać i każdy chce mnie zaraz uświadamiać, że źle robię). Niestety przyłapano mnie i przyciśnięto do wyznania prawdy. Cóż, zostanę zapamiętana jako ta, co nie jada;) Trudno

wtorek, 12 czerwca 2012

Dzień drugi

Po wczorajszym bólu głowy Ziutka nie ma już śladu. Ja czuję się dobrze, choć tęsknię za kaszą jaglaną i ciecierzycą. Ziutek też tęskni za jedzonkiem codziennym.
Śniadanie:
Ziutek: pomidor i ogórek
ja: gotowana kapusta z koperkiem i marchewką
Obiad: papryka faszerowana cukinią, pomidorem i ziołami.
Przekąski: jabłka, marchewki, grejpfrut, sok pomidorowy
Kolacja: zapiekanka z pomidorów, cukinii i papryki

Dziś jeszcze pijemy normalnie. Jest kawa zbożowa i zwykła dla Ziutka i herbata z cytryną (i niestety jeszcze z cukrem) dla mnie.
W weekend spróbujemy odstawić cukier.

Start

W poniedziałek 11 czerwca zaczęliśmy kolejny raz dietę dr Dąbrowskiej. Zamierzamy wytrwać przynajmniej 4 tygodnie, chyba że za bardzo masa mi spadnie to zakończę wcześniej. Liczę jednak, że więcej niż 4 kg nie schudnę.
Pierwsze dni zawsze są trudne.
Śniadanie: pół pomidora i kilka plasterków ogórka
Przekąski: grejpfrut, kalarepka i jabłka, sok pomidorowy
Obiad: kapusta gotowana z marchewką i koperkiem
Kolacja: jabłko

Oby noc minęła spokojnie, bo pierwsza noc na tej diecie była dla mnie bardzo ciężka. Każdego następnego roku wydaje mi się, że łatwiej to znoszę fizycznie, ale psychicznie trudno mi się za to zabrać i przebrnąć. Tęsknię za wszystkim czego nie wolno, wyostrza mi się węch i wyczuwam jedzenie z daleka. Tak było ostatnim razem, czy teraz też tak będzie? Zobaczymy...

czwartek, 17 maja 2012

WOW! To jest to!

A co? Ano deser, jakim poczęstowała mnie Wiewiórka.
Robi się go bardo prosto. A my wspólnie z Ziutkiem zrobiliśmy po swojemu i z modyfikacjami.
 Jest pyszny, prosty, wegański i może być bezglutenowy!

Składniki:
jabłko
banan
2 łyżki jagód

kruszonka:
po łyżce mąki pszennej, płatków owsianych, ziaren słonecznika
2 łyżki cukru  trzcinowego
łyżka bezmlecznej margaryny

Można dodać orzechy, migdały, pestki słonecznika do posypania

Wykonanie:
Owoce obieramy i kroimy. Wkładamy do żaroodpornych miseczek, wsypujemy jagody.
Mieszamy składniki kruszonki i posypujemy nią owoce. Całość wkładamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni. Pieczemy ok. 15-20 minut. Podajemy same lub z lodami.

Nasze modyfikacje:
U nas był miks mrożonych owoców jagodowych (maliny, truskawki, porzeczki, jagody) plus dodatkowe truskawki. Kruszonka była z margaryny, cukru, mąki kukurydzianej i płatków jaglanych. Taka kruszonka nie rumieni się tak ładnie jak zwykła.

Jestem zakocha w tym deserku!!! Wiewiórko! Dziękuję kolejny raz dopieszczasz moje podniebienie!

Długo się tu nie pojawiałam, co u mnie na dietetycznym polu? Ano nic, jadłam sobie nieźle, średnio przestrzegając diety. Już wiem, że nie jestem w stania fizycznie i psychicznie stale trzymać się tego. I postanowiłam, że trzymam dietę w ciągu tygodnia, a w weekend dopuszczam jakieś składniki. I w ostatnia niedzielę zjadałam twaróg z mleka krowiego z pomidorem, ogórkiem i rzodkiewką, popijając kakao. A wieczorem chlebek (taki zwykły ze sklepu, o mniam!) i kupna wędlinka (zamknęłam oczy, by tego nie widzieć) oraz żółty serek (mmm serek!). Oczywiście z dodatkiem pomidora i ogórka.

piątek, 9 marca 2012

Piątek

Wczoraj byłam na kontroli u lekarza medycyny żywienia. Oberwało mi się trochę, ale też sporo rozjaśniło i dziś starałam się już pilnować. Obiecuję też sobie solennie, że będę spisywać co, kiedy i ile zjadłam, aby w razie czego łatwiej zidentyfikować szkodzące mi produkty.
Śniadanie:
Kilka kromek gryczanego nibychlebka w wersji słodkiej z suszonymi daktylami, rodzynkami, morelami  i innymi smakowitymi kąskami. Do tego tahina.
Przekąska:
wielkie jabłko - 'Ligol' moja ulubiona odmiana (choć w sklepie podpisana była 'Sampion', ja wiedziałam, że to 'Ligol', ponieważ był słabo wybarwiony i miał otwarte dno kwiatowe)
Obiad:
kasza gryczana, gotowana marchewka z groszkiem, gotowana brukselka
Podwieczorek:
prażone pestki słonecznika
Kolacja:
Chlebek gryczany w wersji słonej z duszoną cebulką i śledź po gdańsku z puszki.

A oto dziś zrobiony przez Ziutka chlebek

środa, 7 marca 2012

Gofry wegańskie

Nie było mnie tu dłuższy czas, ale to nie oznacza, że nie jemy i że nie staram się przestrzegać diety. Staram się, choć nie zawsze to wychodzi. Pojawiło się kilka nowych potraw, więc najbliższe wpisy będę wspomnieniem ostatnich tygodni milczenia. Na początek deser:) 

Wegańskie gofry owsiane
Składniki:
2 szklanki wody
2 szklanki płatków owsianych
1 szklanka pokrojonych jabłek
2 łyżki otrąb owsianych
1 łyżka oliwy z oliwek
1 łyżeczka soli.

Wykonanie:
Wszystkie składniki zmiksować razem. Piec  w gofrownicy posypując nasionami słonecznika.

Modyfikacji tym razem nie było:) Smaczne, Ziutek robił już dwa razy.

Zdradzę w sekrecie, że Ziutkowa kuchnia pasuje mi coraz bardziej, a każde jedzenie poza domem kończy się stwierdzeniem: mój mąż gotuje lepiej.

niedziela, 12 lutego 2012

Hot Chiquita Love

Ciąg dalszy wypróbowywania przepisów z książki pożyczonej od Wiewiórki, czyli akcja "Wszystkie smaki banana" rozkręca się i u mnie.
Po bardzo udanej zupie, przyszła pora na deser. I choć początkowo nie zostawiłam zakładki przy tym przepisie (bo w składzie jest mleko i kakao) to skusiłam się, by spróbować przerobić to na wersję wegańską. Dało się:)

Hot Chiquita Love
Składniki:

1 banan
300 ml mleka (mleka sojowego)
2 łyżki słodkiego kakao (1 karobu)
1 łyżeczka kawy rozpuszczalnej

Wykonanie: Mleko wlać do rondelka i podgrzać. Zdjąć z ognia i dodać kakao oraz kawę mieszać aż do rozpuszczenia się składników. Banana grubo pokroić i wszystko wymieszać mikserem. Dla dekoracji posypać kakao przesianym przez sitko.

Nasze modyfikacje: Mleko oczywiście było sojowe, a zamiast kakao - karob, czyli mączka z chleba świętojańskiego (najpopularniejszym produktem zawierającym karob jest deser dla dzieci Monte). Smakowało wybornie i bardzo podobnie do Monte. Powyższe proporcje są niby na dwie osoby, ale polecam zrobić z podwójnej porcji, bo czuliśmy lekki niedosyt.

niedziela, 5 lutego 2012

Pierwsze odkrycie kulinarne roku 2012: sałata rzymska na ciepło

Jak już widać po tytule rok w kuchni zaczął się wyśmienicie, bo mamy już na koncie pierwsze odkrycie kulinarne. A przed nami jeszcze 11 miesięcy i tyle smaków do odkrycia!
Pierwszy raz kupiliśmy sałatę rzymską. Zachciało mi się zjeść ją na ciepło, podobnie jak szpinak, ale nie do końca. Spytałam wujka Google, czy coś wie na temat sałaty rzymskiej na ciepło i okazało się, że tak. Znalazłam bowiem sporo różnych wersji przyrządzenia tego smakowitego warzywa liściastego, bogatego w witaminy, błonnik i przeciwutleniacze. W większości przepisów wykorzystywane było masło oraz parmezan, my z tego oczywiście zrezygnowaliśmy, bo nie jemy nabiału.





Sałata rzymska na ciepło z czosnkiem
Składniki:
Porcja sałaty
Kilka ząbków czosnku
Oliwa

Wykonanie:
Siekamy czosnek i podsmażamy na oliwie do lekkiego zrumienienia. Można czosnek wyłowić i dalej wykorzystywać już tylko samą oliwę aromatyzowaną czosnkiem. My jednak czosnek zostawiliśmy. Dodajemy opłukane i osuszone liście sałaty – można je porozrywać na mniejsze kawałki, a można smażyć w całości. Smażymy kilka minut, patrząc na liście, aby lekko się ścięły, ale zupełnie nie sflaczały. Przekładamy na talerz i zajadamy:)

My jedliśmy to z kaszą jaglaną oraz surówkami. Ziutek powybierał sobie złocisty czosnek. Taki czosnek jest niesamowicie smaczny.

sobota, 4 lutego 2012

Bananowy jest… czyli wszystkie smaki banana

Wszystkie smaki banana to akcja promocyjna Chiquity, w ramach której do Wiewióry dotarły fantastyczne książki z przepisami. Mam ten fart, że Wiewióra pożyczyła mi jedną. I już następnego dnia pierwszy przepis wykorzystaliśmy.
To fantastyczna zupa, właśnie z bananów. Muszę przyznać, że po wielkiej miłości do kuchni włoskiej, następnie hinduskiej, teraz przychodzi fascynacja tajskimi smakami. Lubię curry, lubię mleczko kokosowe i te niesamowite tropikalne połączenia smaków.
Ta zupa jeszcze do nas wróci, ale zanim wróci, to mamy do wypróbowania bardzo podobną, jednak zamiast mleka dodaje się bulion, poza tym pomarańcze, kminek i miętę. Zobaczymy, co wtedy wyjdzie:)


Tajska zupa kokosowa Chiquita
Składniki:
1 duży banan
2 małe marchewki
1 cebula
150 g selera
1-2 łyżki masła
1 łyżka curry
2 puszki mleka kokosowego
100 g ananasa (najlepiej świeżego)
1-2 łyżki świeżo wyciśniętego soku z cytryny
Sól, pieprz

Wykonanie:
Marchewkę, cebulę i seler pokroić w małą kostkę. Lekko poddusić cebulę i masło w rondelku z przykrywką, a następnie dodać marchewkę, seler i dusić przez 4 minuty.
Dodać curry i mleko kokosowe Dobrze wymieszać. Gotować pod przykrywką, aż do momentu gdy warzywa staną się miękkie. Banany pokroić w kostkę i dodać do zupy. Wszystko rozetrzeć mikserem. Dodać pokrojonego w kostkę ananasa, sól, pieprz i sok z cytryny. Do zupy dosypać odrobinę curry i podawać.

Nasze modyfikacje:
Zamiast mała oliwa, 1 puszka mleka. Nie zmiksowaliśmy zupy, bo chcieliśmy mieć co chrupać. Zupa jest super sycąca i rozgrzewająca. Jeśli ktoś lubi takie egzotyczne połączenia smaków słodkiego z pikanym to powinien skusić się na tę prostą w przygotowaniu zupę.

Dziękuję Wiewiórce za kolejne wzbogacenie mojego dietetycznego menu:)
Moja Droga! Ty wiesz dobrze, ile dla mnie znaczy Twoja obecność w moim życiu. 3maj się zatem dzielnie!

czwartek, 2 lutego 2012

Małpujemy

Trochę mnie tu nie było, co wcale nie oznacza, że nie jem, czy też nie przestrzegam diety. Większość czasu trzymam się, choć były dni, w których mi się nie udało i zjadłam... oj! aż wstyd przyznać... zjadłam pizze! I to z pizzerni sieciowej! Fuj, ohyda, ale byliśmy na wyjeździe i nic innego nie udało się złowić.
Najgorsze w tym wszystkim było nie to, że odchorowałam, ale to, że nie miałam przyjemności z tego jedzeniowego grzechu. Przyzwyczaiłam się już dobrej jakości potraw Ziutka, takich świeżo zrobionych, prosto z garnka lub pieca i każde jedzenie na mieście kończy się wnioskiem: mój mąż gotuje lepiej.
W ciągu ostatnich tygodni zawitało do nas kilka nowych potraw, będą pojawiać się stopniowo. Dziś zaprezentuję świeżo zmałpowaną od Wiewióry zupę. To sycąca grecka Fasoulada Gordona Ramsaya z "Kuchni świata".Wiewióra gotowała ją wczoraj, a Ziutek dzisiaj.

Fasoulada
Składniki:
350 g suszonej  białej fasoli, namoczonej na noc w dużej ilości wody
3 łyżki oliwy
2 marchewki
2 łodygi selera naciowego
1 średnia cebula
1 ząbek czosnku
sól, pieprz
6 pomidorów z puszki, bez skóry i nasion
ok. 100 ml przecieru pomidorowego
1 łyżeczka suszonego oregano
listki natki pietruszki posiekane do dekoracji

Wykonanie:
Fasolę odcedzamy, przekładamy do garnka i zalewamy zimną wodą. Zagotowujemy, a następnie zbieramy szumowiny i pianę, zmniejszamy ogień i gotujemy ok godziny.
W innym rondelku rozgrzewamy oliwę.Wrzucamy posiekane marchewki, selera, cebulę i czosnek, doprawiamy solą i pieprzem. Smażymy na sporym ogniu aż zmiękną i dokładamy do nich z pomidory wraz z przecierem i oregano. Gotujemy mieszając ok. minuty po czym przekładamy do fasoli. Dolewamy wody by wszystkie składniki były przykryte i gotujemy aż fasola będzie miękka. Czas gotowania zależy od tego, jak bardzo rozgotowaną fasolę lubimy. W razie potrzeby dolewamy wody.

Nasze modyfikacje:
Późno znaleźliśmy ten przepis na blogu Wiewióry i nie było czasu na moczenie fasoli, wykorzystaliśmy zatem fasolę z puszki. Dla urozmaicenia była to fasola biała i czerwona. Nie dodaliśmy przecieru pomidoorwego i nie posypaliśmy pietruszką dla dekoracji.
Zupa jest pyszna, sycąca i rozgrzewająca. Pełna warzyw i dająca poczucie, że zjadło się dobrze, zdrowo i wegańsko. Ja bym jednak nie nazwała tej zupy aromatyczna, jak nazwała ją Wiewióra. Ładnie pachniała, ale aromat nie wywoływał ślinotoku;)

niedziela, 15 stycznia 2012

Hmmm

To nie jest papierek po babeczce. To jest babeczka!!!
Szczegóły w przyszłości, bo ciężko mi podnieść się po tej porażce. Kolejnej próby jak dotąd nie podjęłam.