Ze względów zdrowotnych powinnam przestrzegać diety. Nie jest to takie proste, ani dla mnie, ani dla moich bliskich, których odwiedzam i chcą mnie ugościć. Przygotowanie posiłków zgodnych z zaleceniami lekarskimi jest prawdziwą kuchenną rewolucją. Dotyczy też zmiany myślenia o zdrowym żywieniu.
Dlatego też powstał ten blog. Powstał po to, bym miała mobilizację do przestrzegania diety i aby moi bliscy mieli wskazówki co i jak gotować. Będą zatem podane wypróbowane przepisy i relacja, jak sobie radzę na diecie.
Celem jest dieta bezglutenowa wegańska bez płynnych tłuszczów roślinnych. Mięso nie jest całkowicie zakazane, więc będzie się czasem w przepisach pojawiać. Czasem mogę zrobić odstępstwo i zjeść jeden zakazany składnik, więc może pojawić się np. jajko lub gluten, ale będę to zaznaczać, że jest to wyjątek.

niedziela, 17 czerwca 2012

Koniec pierwszego tygodnia

Zgłaszam, że żyjemy oboje. Ziutek schudł prawie 3,5 kg, ja 1,5.
Menu jak poprzednio, ale doszły jeszcze inne potrawy:
kalarepka do chrupania
pyszny barszczyk na obiad oraz gotowany kalafior.
Babcia i Dziadek pożyczyli mi swą sokowirówkę i codziennie wypijam przynajmniej dwie szklanki soku z marchwi i jabłka (mniam!!!).

To, że my zjadamy tyle co podane, to nie znaczy, że każdy tak musi. Jadłospis, który podaje autorka diety, dr Dąbrowska, jest bogatszy. My prowadzimy tę dietę już któryś raz i trochę idziemy na łatwiznę.
Nie ma problemu, jeśli ktoś na śniadanie chce zjeść zupę, gotowane warzywa, dietetyczne gołąbki z farszem warzywnym. Nam wystarcza pomidor i ogórek - a właściwie to wystarcza Ziutkowi, bo ja wolę śniadania na ciepło i jem kapustę lub buraczki i do tego pomidor.
Teraz Ziutek szykuje nowe surówki: seler z jabłkiem i por z jabłkiem i ogórkiem.

Czujemy się dobrze. Jedynie ja w piątek gorzej się czułam. Było mi zimno i trochę mnie trzęsło. Ciężko powiedzieć, czy to efekt działania diety czy nieprzespanych kilku nocy, czy może przemoknięcia w sadzie?
Następnego dnia było ok, a nic poza herbatą z cytryną nie brałam.
Zakończenie diety w pierwszym tygodniu lipca, czyli już niedługo. Dziś śniła mi się kasza jaglana... o mniam!
Miałam też jedną krępującą sytuację. Służbowy oficjalny obiad, chciałam wycofać się po angielsku, aby przy stole nie było głupich pytań, spojrzeń i komentarzy (wszyscy są mądrzy i wiedzą jak się odżywiać i każdy chce mnie zaraz uświadamiać, że źle robię). Niestety przyłapano mnie i przyciśnięto do wyznania prawdy. Cóż, zostanę zapamiętana jako ta, co nie jada;) Trudno

2 komentarze:

  1. to ja Asiu chyba nie dam rady. u mnie co godzine włącza się głód taki, że burczeniesłyszy Artur w drugimkońcu pokoju. do tego trząsą mi się łąpy i mam zawroty głowy. próbowałam już 4 razy i zawsze o 13 następował koniec. już na śniadania pochałniam pół litra soku z pomidorów + pół litra zielonej herbaty, do tego ze 3 pomidory, jabłko i po godzinie dramat.
    Nie mam jakiejśc "superniewiadomojakiej" przemiany materii, ale takie śniadanko... wypiję natomiast szklankę mleka chudego i 3 godziny mam spokój.

    Jedyne, co mnie jeszcze przekonuje do tej katorżniczej diety to możliwa poprawa stanu zatok i stawów. tylko nie wiem czy dam radę wtedy biegać po kilka km?

    nie wiem. zastanawiam się cały czas...

    pozdrawiam



    Anka

    P.S. dla mnie najgorszy jest brak herbaty i głód.

    OdpowiedzUsuń
  2. ja jak co roku podziwiam... dla mnie byłoby to nie do przejścia... tylko nie chudnij za bardzo!!!

    OdpowiedzUsuń